czwartek, 17 grudnia 2015

Święty Mikołaj



 Niegrzeczne dzieci nie dostają prezentów.
 Słowa matki ciągle huczały w głowie jasnowłosej dziewczynki z zaczerwienioną z zimna buzią, która zawzięcie maszerowała oblodzonym chodnikiem przed siebie.
 Niegrzeczne dzieci nie dostają prezentów. Niegrzecznych dzieci się nie chce.
 Nie była niegrzeczna. To mama była niegrzeczna, bardzo niegrzeczna, i to ona nie powinna dostać prezentu.
 Nagle mała blondynka poślizgnęła się na lodzie i balansowała chwilę, żeby utrzymać równowagę. Zdała sobie sprawę, że jest coraz zimniej, grudniowe niebo rozświetlają iskrzące gwiazdy, a ona nie poznaje domów ciągnących się rządkiem wzdłuż ciemnej ulicy. Rozejrzała się półprzytomnie, ale nie bała się. Nigdy się nie bała. Nadal była zła na swoją matkę, i nie chciała wracać do domu.
 Był dzień przed wigilią Bożego Narodzenia.
 Niegrzecznych dzieci się nie chce. Po co ma wracać do domu? Mogłaby położyć się na miękkim, puszystym śniegu, przypominającym puchową kołderkę, i zasnąć na zawsze, pośród tej oślepiającej bieli. Po prostu zasnąć.
 To niedobrze, gdy dziecko tak myśli. Bardzo niedobrze.
 Niegrzeczne dzieci nie dostają prezentów, tylko kary.
 Otrząsnęła się z zamyślenia i postanowiła zawrócić. Zmarszczyła brwi, słysząc za sobą dziwny, choć znany dźwięk: maleńkie, cichutkie dzwoneczki i sunące po śniegu sanie. Dziewczynka zobaczyła duże, czarne sanie ciągnięte przez cztery kare konie, które zatrzymały się tuż obok niej. Z nozdrzy zwierząt buchały białe obłoki, raz po raz któryś przebierał kopytami i parskał z irytacją; ich ogłowia były srebrne, tak jak płozy sań i zdobiące je dzwoneczki.
- Zgubiłaś się, dziewczynko? - Rozległ się głęboki, chropowaty głos i wtedy mała zauważyła zakapturzonego woźnicę. - Proszę, wejdź do sań.
 Jak zahipnotyzowana, blondyneczka wspięła się na stopień, nie odrywając wzroku od mężczyzny siedzącego na miękkiej, czarnej kanapie. Słabe światło latarni padało na długą, srebrzystą brodę i skórzany kaftan lamowany szarym futrem, ale nie na jego twarz: zakrywał ją cień rzucany przez kaptur. Dziecko, które nigdy się nie bało, zajęło miejsce w kącie siedzenia, nadal przyglądając się przybyszowi.
- Byłaś w tym roku grzeczna? - Zagadnął, popędzając konie, które ruszyły szybkim kłusem przed siebie.
- Nie - Wychrypiała. - Mama mówi, że nie. Jestem niegrzeczna.
 Mężczyzna puścił lejce i spojrzał na dziewczynkę, kładąc dłoń okrytą skórzaną rękawicą na jej ramieniu. Wydało się jej, że widzi błysk lodowato niebieskich oczu w cieniu kaptura.
- Zawiozę cię do mamy, dobrze?
- Niegrzecznych dzieci się nie chce. Ona mnie nie chce.
 Dłoń obcego zacisnęła się na rączce dziewczynki.
- Twoja mama była niegrzeczną dziewczynką - Powiedział, a mała pierwszy raz poczuła się zaniepokojona. - A wiesz, co dostają niegrzeczne dzieci?
- Niegrzeczne dzieci… dostają kary.
 Mężczyzna pochylił się jeszcze bardziej. Zobaczyła jego twarz. Długa, srebrna broda wręcz zlewała się z nienaturalnie bladą cerą, w której oczy świeciły jak dwa okruchy niebieskiego lodu. Wyglądał jak pokryty szronem, jakby mróz wyrysował na jego policzkach kwiaty i liście paproci. Uśmiechnął się, rozciągając sine usta. Sanie się zatrzymały.
- Wiesz, co masz zrobić, prawda?
 Dziewczynka czuła się jak we śnie, w podskokach ruszając w stronę. Odwróciła się przy furtce. Czekał. Wiedziała, że będzie czekał, aż wróci.
 Niegrzeczne dzieci dostają kary. Mama była niegrzeczna.
 Niegrzeczne dzieci dostają kary.
- Wesołych świąt, mamusiu - Wyszeptała machinalnie zamroczona dziewczynka, patrząc na rozciągnięte na trawniku ciało matki. Kobieta w nocnej koszuli miała rozrzucone kończyny i pusty wzrok. W stopy, dłonie, serce i usta wbite lodowe sople. Jej ciało stygło już od pół godziny.
 Niegrzecznych dzieci się nie chce.
 Krew powoli barwiła wcześniej nieskalany śnieg. Dziecko machinalnie dotknęło dwoma palcami czerwonej plamy, a potem przyłożyło je do ust.
 On czekał. Musiała iśc. Z jednej strony wiedziała, że powinno być jej smutno, bo jej mama przestała żyć, z drugiej strony… Ona przestała czuć. Małe serduszko zmieniło się w okruch lodu, taki sam jak ten przebijający serce jej matki.
- Wesołych świąt. - Powtórzyła, ruszając w stronę czarnych sań.

5 komentarzy:

  1. masterpis, trochę się zawiodłem, że już koniec dawaj kontynuacje tego czy coś :D

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy wchodziłam na bloga, miałam nadzieję, że czytając to poczuję wreszcie atmosferę świąt, której nijak nie mogę nigdzie znaleźć. wprawdzie nie udało się to, ale cieszę się. cieszę się, bo mogłam to przeczytać. ten tekst tak bardzo pasuje do post mortem, jest tak idealny i oddaję klimat tego bloga, że nie potrafię wyjść z zachwytu. dziękuję. rassy, jesteś naszym skarbem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz o tym, Ras, że worshipuję twój styl pisania i ciebie, ale do rozdziału mam kilka indywidualnych uwag:
    - nazywanie podmiotu przez pryzmat koloru włosów - naprawdę lepiej brzmiałoby powtórzenie zwrotów 'dziecko' i 'dziewczynka';
    - tekst o okruchach lodu mógł być użyty raz, wtedy lepiej by to brzmiało.
    Jest jeszcze kilka powtarzających się przymiotników, ale nie zwróciły aż tak mojej uwagi.
    Przechodząc do optymistycznej części recenzji, podoba mi się zbudowany przez ciebie klimat rodem z - tych dobrze napisanych - creepypast. Keep doing what you doing, choć wiem, że to nie zawsze jest to łatwe. xoxo, M

    OdpowiedzUsuń