poniedziałek, 5 czerwca 2017

Pierwsza Żona

 Mówią, że Ewa była prawdziwą pięknością. Burza włosów w kolorze zachodzącego słońca, odcieniu złotej, ciepłej rudości. Ogromne zielone oczy, tak zielone jak trawy Edenu, i tak głębokie jak otaczające go rzeki. Mówią, że była smukła jak trzcina, z wąską talią, szczupłymi łydkami i chudymi nadgarstkami; że miała skórę koloru miodu, skórę gładką i ciepłą, jak dojrzewająca w słońcu brzoskwinia. Mówią, że każdy ruch jej bioder był niczym błogosławieństwo dane przez Najwyższego, że każdy oddech wznoszący jej krągłe piersi przyprawiał o zawrót głowy, a każde słowo spomiędzy jej czerwonych ust było zaproszeniem do pocałunku. To dla Ewy stracił duszę Adam, to dla Ewy zgrzeszył. To Ewa sprowadziła na świat zło.
 To Ewa odebrała Lilith kochanka.
 Nikt nie mówi o Lilith. Nikt nie mówi o Pierwszej Żonie: o jej zimnych, niebieskich oczach, o jej długich jasnych włosach ze srebrzystym połyskiem, ani o ustach bladych jak niebo o poranku. Nikt nie mówi o jej drobnym ciele obleczonym skórą białą jak śnieg, białą jak kości, tak cienką, że pokazywała siatkę niebieskich żył biegnących tuż pod nią. Nikt nie mówi o wąskich biodrach, widocznych żebrach i niewielkich piersiach. Nikt nie mówi o miłości, którą jej odebrano.
 Ewa pojawiła się w Edenie nagle, długo przed świtem, z wężem na ramionach, z wężem wplątanym w kręcone, rude włosy. Posłała Lilith uśmiech, uśmiech węża: ociekając słodkim jadem. Białowłosa jej nie interesowała, w przeciwieństwie do Adama: przywitawszy go pocałunkiem, chwilę później ujeżdżała go intensywnie, wydając okrzyki rozkoszy na cały ogród. Kolejnego dnia Adam postanowił uczynić ją swoją Żoną.
 Lilith powiedziała nie
 Gdybyście mogli ją zapytać, co działoby się później, nie odpowiedziałaby. Wspomnienie odarcia z godności, z człowieczeństwa, wspomnienie o wydartej jej miłości jest zbyt bolesne. Nie warto rozdrapywać starych ran, nawet jeśli się nie goją.
 Poza Edenem było pusto. Lilith była świadoma swej nagości, świadoma tego, co zrobiła jej Ewa. Była świadoma swojej duszy, uczuć które nią targały i bólu, który rozrywał jej serce. Szła przed siebie, dopóki jej stopy nie zaczęły krwawić tak, że każdy krok był jak taniec na rozżarzonym szkle. Upadła, chowając twarz w dłoniach. Wtedy, całkowicie niespodziewanie, poczuła na ramieniu dotyk miękkiej, ciepłej dłoni. Uniosła wzrok, jej oczom ukazał się młody mężczyzna, piękniejszy niż Adam i niż wszystko, co widziała w Edenie.
 Wiem, co ci zrobili, usłyszała w głowie słodki głos. Pójdź ze mną, Lilith. Pójdź. Dam Ci miłość, której On nie potrafił ci dać. Dam ci wiecznym dom i dam ci władzę. Pójdź ze mną, Matris me daemonia. Pójdź.
 Nie wahała się podać mu ręki.

1 komentarz:

  1. W końcu jest!
    Przyjemnie się czyta, jest wyjątkowo obrazowe. Nie wiem tylko, czy fragmentu o krwawiących stopach nie odbierać jako metafory, bo musiałaby iść przynajmniej dwa dni albo wybrać sobie żwirową ścieżkę czy coś.
    Czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń